My Blood, Your Blood by Robinka

| | |

Krew elfów


 

- Ja pójdę!

- Ty, Berenie?

- Mam na pieńku z Czerwoną Paszczą, miłościwy panie.

- Dobrze więc. Nie traćmy czasu. Dalejże, na koń, moi panowie!

- Wasza królewska mość, toż to szaleństwo!

- Nie pierwsze i nie ostatnie w moim życiu. Zapytaj Jejmość i nie wstrzymuj mnie dłużej, Saerosie.

~*~

Świeża krew. Smakowała lepiej niż zwykle, słodsza z każdym chłapnięciem. Pierwsze krople trysnęły w głąb gardła i spłynęły po języku, gdy wilk zacisnął szczęki na szyi ofiary. Ale było mu mało. Kły wbiły się głębiej, rozdzierając delikatne tkanki pod grubym płaszczem skóry, szarpiąc, kiedy gwałtownie podniósł łeb, zastygając bez ruchu i wciągając w nozdrza powiew północnego wiatru. Oblizał pysk i wywalił purpurowy jęzor, sapiąc.

Ofiara była ciepła jeszcze, choć już nie ruszała się. Nie walczyła i nie biła kopytami. Z łapą w poprzek ciała, a drugą podwiniętą pod siebie wilk kłapnął zębami, ziewając i jeszcze raz oblizując mordę. Nie był głodny. Nie polował dla mięsa. Wietrząc znów, wstał powoli i przeciągnął się, orząc pazurami trawę. Z wolna ruszył w stronę przecinki, tuż pod linią drzew, z nosem przy ziemi.

Kilka kroków dalej wilk przystanął i zaskomlił. Położywszy uszy po sobie, podniósł wysoko łeb i obnażył kły. Znów poczuł ból. Lekki z początku, jak przyjemne łaskotanie na widok mięsa, potem piekący żywym ogniem. Wilk ziewnął i nerwowo oblizał pysk. Ślina wyciekła strużką spomiędzy zębów, kiedy zwiesił głowę i węszył. Znów zaczęło palić mu wnętrzności. Wilk przysiadł i potrząsnął głową. Wstał, potruchtał kilka razy w kółko, jeżąc sierść na karku. Ból narastał.

Wilk warknął krótko, ostrzegawczo i kłapnął paszczą w bok, próbując dosięgnąć bólu, który teraz szarpał nienawistnie jego trzewia. Uskoczył jednak przed własnymi zębami, usiadł i wzniósł ku niebu ciężki łeb.

~*~

- Sukinsyn!

- Lepiej bym tego nie określił.

- Przetrącić turowi kark ot tak...?

- Mówiłem, że bestia jest wielka, to nie dawaliście wiary, miłościwy królu.

- Trzymać broń w pogotowiu, panowie.

- Musi być gdzieś blisko...

- Belegu, idźcie z Mablungiem przodem. Wolę mieć parę włóczni na szpicy.

- Rozkaz, wasza wysokość!

~*~

Wycie rozbrzmiewało po kniei złowrogą nutą.

Wilk rzucił się przed siebie, na oślep sadząc długimi susami. Pazury darły ziemię z wściekłością. Pragnienie zdławienia bólu, co jak pejcz smagał go raz po raz, sprawiło, że wilk wyciągnął się w pędzie. W końcu wpadł w gęstwinę krzaków.

Usiadł i nasłuchiwał. Wśród szmeru liści i szumu wody wyłowił miękki odgłos, który podpowiedział mu, że coś się zbliżało. Lekkie stąpanie i ciche mlaśnięcia wilgotnej trawy wskazywały, że tym razem, ktokolwiek nadchodził, było ich więcej niż tylko samotny tur, ale wilk tylko się oblizał, przestępując z nogi na nogę. Ból nie pozwalał ani na chwilę o sobie zapomnieć, siekąc bezlitośnie i miażdżąc mu kości jak ciężka dłoń jego pana. Skulił się i nerwowo machnął ogonem, skamląc. Jego pamięć przywołała obraz dłoni, w której tkwił kawał ociekającego krwią mięsa. Wilk przypadł do ziemi.

Wiedział, co, przynajmniej na moment, jest w stanie uśmierzyć szaleństwo palące go od środka. Nie pęd powietrza, gdy gnał z całych sił z wywalonym ozorem, przed siebie, byle dalej od bólu rwącego mu wnętrzności. Ani szlachetna ludzka i elfia krew, którą chłeptał zawzięcie, skowycząc, a ogień zdawał się podchodzić mu do gardła. Ani brunatna, mazista posoka tych krępych, hałaśliwych istot, które jego pan pozwalał mu zabijać do woli. Rzeka była blisko. Wilk uniósł wysoko wargi i mlasnął językiem. Ale pomiędzy niego a ożywczą, zbawienną wodę ktoś właśnie próbował wtargnąć.

Sądząc po dźwiękach, których echo wśród cichych gałęzi rozróżniały jego uszy, wróg szedł wprost na niego. Warknąwszy, wilk wciągnął powietrze. Nęcące zapachy natychmiast spowodowały, że ślina napłynęła mu do pyska. Sierść stanęła na grzebiecie. Wilk zniżył łeb i skoczył do przodu.

Wiatr, który jeszcze przed chwilką drzemał wśród liści, przyniósł inną woń. Wilk obrócił głowę. Warkot stężał w jego gardle, zdławiony przez skamlenie. Gdzieś w ciemności głosy, przyduszone, a jednak czytelne dla czujnych uszu, odezwały się ponownie, a on rozróżnił szczególnie dwa - nieznoszący sprzeciwu oraz cichszy, ale stanowczy i znajomy głos. Wilk usiadł. Wzniósł łeb i zawył donośnie. Odpowiedziało mu gwałtowne ujadanie.

Nie dał się jednak ubiec zagrożeniu, które czaiło się w gęstwinie. Dźwięk i zapach wskazały moment i miejsce ataku. Wilk przyczaił się w gotowości, warczenie umilkło. Tylko tylne łapy drżały rytmicznie, a w napiętych mięśniach rosła siła, która miała eksplodować w natarciu. Wilk czekał.

~*~

- Panie!

- Cóż tam, Mablungu?

- Carcharoth!

- Nie zwlekajmy zatem. Gdzie Huan?

~*~

Nagły hałas rozległ się wśród drzew, a położone uszy podniosły się na mgnienie oka. Wystarczyło to jednak, aby nastąpił atak z gęstwy liści i gałęzi, skąd wilk się nie spodziewał napaści. Uskoczył jednak w bok i zaatakował niemal od razu, odbijając się z prawie wyprostowanych łap. Kłapiąc chciwie zębami, próbował dosięgnąć szyi przeciwnika, który dorównywał mu wielkością. Ale tylko kłaki wyrwanej sierści zostały mu w pysku, kiedy wylądował na ziemi i natychmiast odwrócił się, gotów ponownie zaatakować. Napastnik zrejterował. Wilk skoczył za nim i w kilku susach wypadł na polankę, tuż nad brzegiem bystrej wody. Przystanął i powiódł wzrokiem wokół, cofając się w kierunku wody na przykurczonych łapach. Mając tak zabezpieczony tył, wilk wydał z siebie krótkie, ostrzegawcze wycie, na wpół bolesne, na wpół wyzywające. Agresor jednak znikł.

Trawiony bólem, zwierz dał za wygraną. Łapiąc w nozdrza wiatr, skierował wzrok w stronę rzeki. Po chwili, uśpiwszy nieco czujność, pił zawzięcie, chcąc przynajmniej trochę stłumić płomień wciąż zjadający go od środka. Wtem zastrzygł uszami i podniósł łeb. Przekrwione oczy wbiły się w ciemniejącą w oddali sylwetkę, a pomruk wydobył się z jego gardła. Tym razem agresor nie ujdzie stąd żywy. Warcząc, wilk wyciągnął szyję i wyszczerzył kły. Powoli ruszył do przodu. Z pyska kapała ślina.

Postać zakrzyknęła coś gniewnie, a odgłos zazgrzytał w uszach wilka obelżywą nutą, która podziałała na niego natychmiast jak wyzwanie. Przyspieszył kroku i spiął się do biegu, aby w okamgnieniu dopaść i rozszarpać to marne stworzenie na strzępy. Z głuchym charkotem wilk odbił się do skoku i wyciągnął w przód łapy, ale nie osiągnął celu. Coś stanęło na jego drodze, raniąc go i niemal pozbawiając impetu. Wilk wylądował na ziemi i odbił się ponownie, precyzyjnie mierząc w pierś przeciwnika. Jego szczęki chwyciły zdobycz i zacisnęły się mocarnie, aż trzask dobiegł spomiędzy nich, a wilk poczuł woń i smak krwi na języku. Szarpnął łbem mocniej, obalając napastnika i gotując się do następnego błyskawicznego ataku. Kiedy tylko łapy sięgnęły trawy, wilk jak sprężyna odbił się, depcząc po powalonym ciele. Wtem niesłychana siła odepchnęła to, zmieniając tor lotu w półobrót. Wilk wydał z siebie krótkie, przeraźliwe warknięcie i potoczył się po ziemi, zwarty w śmiertelnym uścisku z wielkim psem.

Desperacko szukając oparcia dla łap, żeby pozyskać jeszcze trochę siły, wilk poderwał przód ciała, kuląc tylne nogi pod siebie. Kły, zatopione w karku psa, zagłębiały się, a on poczuł fontannę krwi w paszczy. Jeszcze odrobinę, jeszcze mocniej i pies puścił skórę na boku wilka, skowycząc z bólu. Wilk przeorał zębami mięśnie i rozluźnił chwyt, wspinając się jednocześnie na tylne łapy i padając do przodu, instynktownie przygniatając psa pod sobą. Wiedział, że pazury jego przeciwnika nie są groźne dla jego boków i podbrzusza. Ale nie docenił siły muskularnych łap.

Pies zwinął się i szarpnął do góry. Zepchnięty wilk wypuścił zdobycz, ale natychmiast poderwał się na nogi i runął na psa, by sięgnąć zębami jego gardła. Sierść i trawa pokryły się krwistą pianą. Pies odskoczył i tuląc uszy, obnażył potężne kły.

~*~

- Belegu! Mablungu! Do mnie!

~*~

Wilk mierzył psa wzrokiem dłuższą chwilę, podczas której szacował szanse powodzenia ataku. Czuł, że przeciwnik nie bał się. W jego woni nie było strachu, tylko nienawiść. Pies ruszył, ostrożnie stawiając łapy, dokoła wilka, warcząc, chcąc sprowokować go do natarcia. Wilk nie poruszył się. Pies zatoczył koło. W przekrwionych ślepiach błyskała wściekłość. Mięśnie wilka grały. Był gotów, ale powstrzymywał się. W tle słyszał rzężenie rannego człowieka. Na niego przyjdzie czas później, teraz, wilk schylił łeb, odmierzając odległość skoku, policzy się z psem. Jego grzbiet wygiął się, tylne łapy drobiły kroczki w miejscu. Pies stanął. I skoczył wilkowi do gardła.

Na to wilk czekał. Odbił się z tylnych łap i wypruł płasko do przodu, uchylając głowę, i walnął psa barkiem w klatkę piersiową. Wspiął się na tylne łapy i sięgnął zębami karku przeciwnika. Pies zaskowyczał. Wijąc się pod ciałem wilka, próbował wyrwać się z żelaznego uścisku jego szczęk. Wilk triumfował. Jego kły zgrzytnęły o kości psa, gdy nagle ból przeszył jego ciało. Zdał sobie sprawę, że to nie jego adwersarz go ranił, ale ta znienawidzona siła, która wydawała się być uśpiona, uderzyła znów. Za późno jednak wilk skorygował swoje działanie. Poczuwszy falę bólu, puścił zdobycz i zawył rozpaczliwie. Tyle tylko potrzebne było psu, aby uderzyć, podstępnie, z dołu, wprost w gardło wilka. Obaliwszy go na ziemię, pies zacisnął szczęki, po czym rozerwał gardło wilka jednym potężnym ugryzieniem. Padł obok swojej ofiary i zbliżył pysk do jego głowy, wciąż w pogotowiu. Krew lała się strumieniami z jego ran.

Wilk konał. Oczy zaszły mgłą, charkot dobywał się z rozoranego gardła, kiedy w panice próbował łapać oddech. Czuł, że pies nie zostawi go w spokoju, dopóki dychał. Kątem oka dostrzegł dwie nadbiegające postaci i trzecią, pochylającą się nad ciałem człowieka, którego zabił. Pies warknął ostrzegawczo, gdy wilk poruszył łapą.

Ostatnim, rozpaczliwym wysiłkiem wilka była próba wbicia zębów w mordę psa. Ten jednak prędko odsunął się i uderzył, precyzyjnie, szybko, śmiertelnie. Ciemna posoka trysnęła z rany. Wilk zesztywniał.

~*~

- Żyje?

- Jeszcze dycha, panie, ale źle z nim.

- A pies?

- Ranny.

- Nie wytoczył krwi elfów, psubrat.

- Nie, wasza królewska mość, ale ta śmiertelna krew...

- Nie masz okrutniejszej ceny. Wiele bym oddał, by nie musieć jej płacić.


Table of Contents | Leave a Comment